Blog > Komentarze do wpisu
22. Moja szczęśliwa liczba. I oby jejProwadząc samochód komórki nie można odbierać. Chyba, że na wyświetlaczu kątem oka widzisz, że dzwoni „Neurochirurgia”. Telefon, na który czekałeś, i który mimo wszystko nie oznacza złych wiadomości. Gdy to piszę moja starsza córka jest „już” od dwóch tygodni w domu. To najdłużej w tym roku, który głównie spędziła w szpitalu. Po ostatniej operacji wiedziałem, że zaraz tam wróci, bo lekarze zamówili dla niej nową zastawkę - pompkę umieszczoną w główce. Poprzednie (miała ich kilka) nie radziły sobie z jej chorobą. Albo działały niedostatecznie dobrze, albo wręcz za dobrze, przepompowując za dużo płynu i powodując kłopoty. To szczegóły, ale najważniejsze jest to, że potrzebna jest taka, która z główki wypompuje nie za dużo, za to z jam wokół kręgosłupa wypompuje dostatecznie, by jej nie bolało i by zniknęło ryzyko osłabienia rąk. Dziś gdy siedzi nic jej nie boli i czuje się dobrze, ale w nocy czasem pojawia się silny ból wysoko na górze pleców.
Oczywiście nie nastawiam się. Poprzednio była w szpitalu miesiąc, bo nie wszystko szło zgodnie z planem, a już po operacji pojawiły się trwające ponad tydzień uporczywe zawroty głowy i wymioty. W zasadzie to po obrazie rezonansu (na którym wyszło, że jamy po wymianie zastawki ponownie się wypełniły, cholera!) mogła zostać w szpitalu, ale lekarze dali możliwość powrotu, o ile będziemy sobie radzili z bólem. Radzimy sobie. Hania daje radę. A do szpitala mamy blisko. Zatem plan jest taki, że w niedzielę się wyśpi i jedziemy na Izbę Przyjęć. Potem pobranie krwi, inne badania i jak wszystko będzie ok - operacja w poniedziałek. Zazwyczaj goi się to szybko i oby tak było również tym razem. Pewnie kolejny rezonans będzie, żeby zobaczyć, czy cokolwiek się zmienia na korzyść. To już 22. operacja Hani w ciągu pięć lat. Zawsze wydawało mi się, że to moja szczęśliwa liczba, ciągle jakoś mi się plątała w okolicy. Szczęśliwa liczba, szczęśliwa data, bardzo bym chciał, żeby były też szczęśliwe dla córki, choć wiemy doskonale, że ten jej licznik jeszcze się nie zatrzyma. ********************************************************************************************************** 1 % dla Hani Jeśli już się rozliczyliście a i tak chcecie nam pomóc - będę szczęśliwy i wdzięczny (to też subkonto Fundacji, nie prywatne): Bardzo dziękuję! środa, 29 marca 2017, bartosz.raj
TrackBack
Komentarze
Gość: , *.multi.internet.cyfrowypolsat.pl
2017/03/29 23:27:40
O nie, z womitowania nie zrezygnuje. :) Oby Hania zrezygnowała.
Gość: iwona, *.dynamic.mm.pl
2017/03/30 07:18:10
Siła bije z tego posta i pozytywny taki jest. Wiosna będzie Wasza!!! Pozdrawiam :-)
Gość: maks, *.117.149.202.static.3s.pl
2017/03/30 10:56:30
Bartoszu,
wracając do wpisu "Co Wy możecie wiedzieć?", mam taką refleksję, że opisywanie mierzenia się z bezsilnością jest dla nas - tu zaglądających - niezwykle istotne. Dojrzałość Hani, Twoja mądrość, świadectwo bycia rodzicem, to wszystko pozwala spojrzeć na swoje życie w kontekście tego co najważniejsze. Jakby to banalnie nie zabrzmiało, życzę Wam zmiany na lepsze, siły i wytrwałości. Ja tu jestem i myślę o Was.
Gość: , 213.25.143.*
2017/03/31 15:12:26
Czytałam kiedyś coś w stylu: po co jest cierpienie w życiu? Po co strach, choroby, niezawinione, niesprawnie? Padła tam odpowiedź, że dopiero w ciemności widać światło. Wtedy uznałam tą wypowiedź za głupią, okrutną i niewystarczającą.
Dziś, gdy od kilu lat czytam Twojego bloga i patrzę w błękitne oczy Ikonek na zdjęciach - mam taką refleksję, że przy całej tej paskudnej chorobie i wieloletniej walce - jedna prawda przebija się z każdego postu, każdego zdjęcia - miłość. Twoja do dziewczynek, ich do Ciebie. Przepiękna, bezinteresowna, prawdziwa, silna, niezmienna, wypróbowana na milion sposobów, zwycięska. Ciężko to oddać w słowa, ciężko napisać - ale siła miłości bijącej z Twojego bloga jest przepotężna, hipnotyzująca. Ma moc nauczyć innych żyć, nauczyć co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Wierzę, że Hania wyzdrowieje i będzie najpiękniejszą, najmądrzejszą i najwspanialsza kobieta na świecie. Mocno ściskam.
Gość: Bibi1, *.opera-mini.net
2017/04/03 11:56:28
Zaglądnąłem na początkowe wpisy tego bloga i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to co się dzieje z Twoim dzieckiem to konsekwencja Twojego wyjątkowego świrowania na jego punkcie. Życie chce sprowadzić Cię na ziemię.
2017/04/03 16:10:41
Bibi, idąc Twoim tokiem rozumowania (Wtf?).. Czy to znaczy że dzieci które nie są kochane do granic możliwości przez swoich rodziców, których rodzice nie stawiają na piedestał są zdrowe i nie chorują?
Że to nasza miłość i uwielbienie do nich chce nas sprowadzić na ziemię i przetrzepać po dupie ? Poważnie?.. 2017/04/25 21:46:46
Oj jak dobrze, iż jednak to świrowanie nie przeszło, ześlij o Panie taką świrniętą miłość na każdego rodzica, może w końcu będzie mniej 3- miesięcznych dzieci z "przypadkowymi" siniakami np.
|
|
Hmmm.. Niby to dziwne ale zawsze dla mnie znakiem rozpoznawczym Twojego bloga było znienawidzone słowo "womity". Teraz piszesz normalnie - "wymioty". Dojrzałość, czy po prostu życie? :)